poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 2: "Złudne gesty"

(Rita)
Kiedy rano obudziłam się, nie otwierając oczu poczułam, jak słońce czule muskało moją twarz. Uczucie to sprawiło, że nie chciałam podnosić się z łóżka, ani nawet podnieść powieki. Po kilku minutach uznałam, że jednak trzeba wstać, bo budzik pewnie dawno już dzwonił, a ja sprzecznie z obietnicą nie wybrałam się na bieganie. Jednak kiedy otworzyłam oczy, elektroniczny zegarek na szafce nocnej wskazywał godzinę 5:35. Zdziwiłam się, ale zważając na to, że i tak już nie zasnę, wstałam i udałam się do kuchni w celu zrobienia współlokatorce, sobie oraz przyjacielowi kawy. Spokojnymi ruchami przygotowywałam trzy kawy. Byłam bardzo dokładna w tym, co robiłam. Kiedy sypałam drugą łyżeczkę cukru do kawy przyjaciela, omal jej nie wylałam, ponieważ ktoś nagle przytulił mnie od tyłu. Czyjeś ręce oplątywały moją talię, spotykając się na moim brzuchu. Poczułam ciarki w dole kręgosłupa. Po chwili poczułam czyjąś głowę na swoim ramieniu. Nie mogłam sama przed sobą ukryć, że to on – mój najlepszy przyjaciel.
- Da, po co się tak wcześnie zerwałeś z łóżka, hmm? – powiedziałam  z uśmiechem na ustach, czując woń perfum przyjaciela i jego gorący oddech na szyi.
- Nie mogłem spać, w dodatku ty musiałaś mnie obudzić tym swoim robieniem kawy. – udawał obrażonego, ale choć stał za mną, wiedziałam, że ciągle się uśmiecha.
Wyswobodziłam się z jego uścisku z niemałym trudem, odwróciłam się i pocałowałam Adama w policzek. Na jego ustach od razu pojawił się promienny uśmiech, ukazujący dwa rządki białych zębów i dołeczki na twarzy. Położyłam palec w jednym z dołeczków i zaśmiałam się. Często tak robiłam.
- Idź skarbie, postaw to na stole – podałam mu talerzyk z ciasteczkami i cukiernicę. – Tylko nie zeżryj po drodze! – uśmiechnęłam się, niby żartując.
- A jak już zjadłem dwa, to co? Zabijesz mnie? – krzyknął Adam z pokoju dziennego.
- Tak, zabiję cię. Jak psa, a może i gorzej – zaczęłam się śmiać, ale po chwili przypomniałam sobie, że przyjaciółka jeszcze śpi. – I na przyszłość, przycisz się trochę! – wykrzyczałam półszeptem.
Martinez wszedł do kuchni, zabierając swoją kawę i opierając się o blat kuchenny. Pił ją, co prawda wrzącą, ale on taką uwielbiał. Podziwiałam go za to. Zawsze musiałam odczekać około dziesięć minut od zaparzenia kawy czy herbaty, żeby ostygła. Czasem wydawało mi się, że Adam mógłby nawet pić z czajnika dopiero zdjętego z ognia.
Spojrzałam na zegarek powieszony w kuchni nad stołem. 5:50.
- Idę się przebrać i lecę biegać. Wracam za dwie godziny. – po wypowiedzeniu tych słów poszłam do pokoju po ubrania, a następnie do łazienki. Tam odświeżyłam się, ogarnęłam i ubrałam. Po ośmiu minutach stałam przy drzwiach i wkładałam swoje ulubione buty do biegania.
__________________________
(Adam)
Przyglądałem się, jak wkłada buty, oparty o framugę drzwi. Uwielbiałem ją, kochałem każdy jej ruch, gest, oddech. Tego ranka uświadomiłem to sobie po raz kolejny w swoim życiu, jednak nigdy jej o tym nie powiedziałem. Nie teraz, nie zaraz, nie w najbliższym roku. Nie mogę jej powiedzieć. To mogłoby popsuć nasze relacje, zniszczyć przyjaźń, przekreślić nas na zawsze. Doskonale o tym wiedziałem i dlatego wolałem pozostać w milczeniu, choć z drugiej strony zżerało mnie to od środka i chciałem, żeby wiedziała. Byłem pełen nadziei, że może ona to odwzajemnia, chociaż z każdym jej przyjacielskim gestem nadzieja ta przygasała. Chciałem móc całować ją, ale nie w policzek, to znaczy tak też, ale chciałem żeby nasze pocałunki nie były pełne przyjaźni, ale miłości, głębokiej, nieznanej jej dotąd miłości. Zawsze, gdy na nią patrzyłem wyobrażałem sobie, jak całuję ją na powitanie, jak całuję ją na pożegnanie. Gdybym powiedział jej to ostatnie zdanie, które przed chwilą padło, ona zapewne uznałaby to za przyjacielski gest. Od razu próbowałaby uświadomić mi, że przecież tak jest, że przecież pocałunek w policzek to dla nas codzienność. A mi nie o takie pocałunki, nie o taką miłość chodziło.
- No, to 5:59. Zacznę biegać o punkt szóstej. Narcia! – cmoknęła do mnie z odległości trzech metrów, a ja nadal nie mogłem nadziwić się, jak ona to robi, jaka jest piękna i cudowna. Jak to się dzieje, że tak łatwo mnie onieśmiela?
Powróciłem do kuchni. Dopiłem resztkę kawy i postanowiłem, że może będę się zbierać, żeby nie robić niepotrzebnego tłoku. Ale przecież powiedziała do mnie, za ile wraca. Gdyby spodziewała się, że mnie już wtedy tu nie będzie, nie powiedziałaby mi tego…Po kilku minutach napisałem do niej SMS o następującej treści: „Nie chcę przeszkadzać w bieganiu, ale…Mam u Was zostać? Czy może zbierać się do siebie…?”. Rozmyślałem, czy wysłać, ale doszedłem do wniosku, że co mi szkodzi, więc nacisnąłem przycisk potwierdzenia i odłożyłem telefon na blat. W ekspresowym tempie dostałem odpowiedz. „Ale przeszkadzasz, przez Ciebie wpadnę na drzewo :D Zostań ile chcesz J”. Ucieszyłem się na widok tej wiadomości. Poszedłem do jej pokoju i siadłem na jej łóżku. Pościel pachniała jej perfumami, jej dezodorantem, jej balsamem do ciała, jej żelem pod prysznic i jej szamponem w jednym. Po prostu – cały pokój pachniał nią. Zaciągnąłem się tym zapachem jak narkotykiem, ciesząc się z niego, a smucąc jednocześnie, że nie mogę czuć tego zapachu na co dzień w swojej sypialni. Chciałbym, żeby ten zapach roznosił się najlepiej po całym domu, wypełniając każdy, najbardziej samotny zakamarek. Położyłem się na łóżku Rity. Rozmyślałem nad wszystkim, od plamki na suficie po sens życia. Zeszło mi na tym z pół godziny, następne pół na SMS-y z dwójką kolegów, a o 7.04 przebudziła się Izabelle, która od razu poszła za ostrym zapachem moich perfum do pokoju Rity.
- A ty co? Piszesz z dziewczyną? – puściła do mnie oczko.
- Dobrze wiesz, że nie mam dziewczyny – westchnąłem i opuściłem głowę na pachnącą poduszkę, kontynuując pisanie SMS-a.
- A mógłbyś mieć. Wiesz ile dziewczyn szaleje za tobą? To jest coś w tym stylu – wyprostowała się i zrobiła pozę, przykładając dłoń do czoła i udając zdesperowaną – O, Jezu! Jaki ten chłopak po drugiej stronie ulicy jest przystojny! Och, Boże, Boże…Pamiętasz, kiedyś nawet widzieliśmy taką dziewczynę na ulicy. To było dziwne…Ale nie ważne. Przemyśl to, możesz mieć każdą! – mówiąc ostatnie zdanie przysiadła na łóżku, na którym leżałem. Popatrzyła na mnie wielkimi, niebiesko-zielonymi oczami i czekała na odpowiedź.
- Wiem, ile dziewczyn szaleje za mną, ale to jakieś zwykłe dziewczyny, których nie znam. Nie kobiety, które znasz całe życie i w których kochasz się do nieprzytomności.
- Czekaj, czekaj… - Iz włączyła tok myślenia i po chwili olśniło ją. – Wiem! Wiem! Przecież całe życie znasz Ritę! To na nią tak patrzysz! To ona stanowi nieodłączny element twojego ży…
- Csiii, nic nie mów więcej – przerwałem jej w pół słowa, przykładając jej palec do ust. – Przynajmniej Ricie nic nie mów.
- Ale, ale, ona musi wiedzieć!
- Nie! Nie musi! Wręcz nie może! Słuchaj, po pierwsze muszę jej powiedzieć to ja sam. Po drugie – liczyłem na palcach – Jeszcze nie teraz.
Izabelle westchnęła głęboko. Każdy wiedział, jak bardzo lubi plotkować i nie może wytrzymać, chowając w sobie tajemnicę i nikomu jej nie wyjawiając. Rita i ja jednak ufaliśmy jej, bo względem przyjaciół zawsze była „grzeczna”.
- Masz w kuchni zimną kawę – uśmiechnąłem się lekko.
Izabelle spojrzała na mnie podejrzliwie. Wytłumaczyłem jej, że Rita rano poszła biegać i robiła kawę wszystkim, nawet przyjaciółce, która do rannych ptaszków nie należy. Iz zaśmiała się i poszła zrobić sobie nową kawę, świeżą i gorącą. W tym czasie przeglądałem Facebook, Twitter oraz czatowałem z Davidem Montezem. Temat zszedł trochę na Ritę.
@DMontez: Jak tam z moją siostrą?
@AMartinez: O co ci chodzi? W jakim sensie?
@DMontez: Próbujesz coś z nią? Czy nadal najlepsi przyjaciele?
@AMartinez: Stary, ona mnie nie zechce. Wszystkie gesty z jej strony są przyjacielskie.
@DMontez: Nie byłbym tego taki pewien. Jej zachowanie często jest złudne.

Sekundę po dojściu wiadomości do mnie, David zmienił status na „Niedostępny”. Bardzo mnie to zdziwiło i zacząłem rozmyślać nad słowami przyjaciela.

2 komentarze: