niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 4: "Powiew miłości"

- Ten film był świetny! – śmiała się Rita, przypominając sobie sceny z horroru. – Aż mnie od śmiechu brzuch rozbolał!
- No, niezły był, ale Rita…To nie była komedia, tylko horror – powiedziałem zdezorientowany.
- Skarbie, co ja poradzę, że mnie on rozśmieszył? Wszystko jest dla ludzi! – zaśmiała się szczerze.
- Oh, no okay. To teraz co, do McDonalda? – uśmiechnąłem się. Lubiłem patrzeć na nią taką szczęśliwą oraz uszczęśliwiać ją.
- Jak nalegasz…- zaśmiała się i ruszyliśmy w drogę pieszo.
McDonald był jakieś dziesięć minut drogi stąd. Było ciemno. Film był długi. Była zima, więc szybko się ściemniało. Tego wieczoru niebo było gwieździste. Było wspaniale.
- Podoba ci się? – zapytałem.
- Ale co? – zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie z ciekawością.
- No, wieczór. – przysunąłem się blisko niej. Bił od niej piękny zapach, ten sam od lat. Nasze twarze dzieliło jakieś dziesięć centymetrów.
- Jest cudownie. – przybliżyła się o jakieś pięć centymetrów, a mnie niemal ścięło z nóg. Była coraz bliżej. Jej twarz przesuwała się o milimetry, ale w tym momencie zauważałem to i było to bardzo istotne. Teraz dzieliły nas zaledwie dwa centymetry. W tym momencie jedynym moim marzeniem było ją pocałować i jeśli w najbliższych sekundach nie odmówi, zrobię to.

______________________________________________________
(Rita)

Byliśmy tak blisko. Nie wiem dlaczego, ale chciałam tego. Chciałam go pocałować. Przecież to tylko mój przyjaciel. A może aż przyjaciel? Nie wiem co o tym myśleć. Nie powinnam tego robić, złamalibyśmy wtedy regulamin przyjaciela. Ale tak cholernie chciałam…
I nagle niespodziewany obrót akcji: Zadzwonił mój telefon.
- Cholera. – powiedziałam to na głos? To mało być tylko w myślach! Powoli odsunęłam się od niego i wymamrotałam ciche „przepraszam”, po czym odeszłam kawałek i odebrałam telefon. Izabelle. Chyba ją zabiję jak wrócę do domu.
- Halo? – powiedziałam lekko poddenerwowana.
- Witaaaaj! Jak tam na randeczce? – była tak podekscytowana, że gdyby stała teraz przede mną, to jak Boga kocham, przywaliłabym jej.
- Opowiem ci w domu. Nie dzwoń więcej. – przewróciłam oczami i zanim coś powiedziała rozłączyłam się. Kiedy odsunęłam telefon od ucha i odwróciłam się, zobaczyłam Adama wpatrującego się we mnie. Patrzył na mnie jak na jakieś bóstwo. Był blisko. Ale przez ten telefon rozproszyłam się trochę, więc powiedziałam ciche „chodźmy” i pociągnęłam Adama za rękę. Posłusznie szedł za mną, ale wydawało mi się, że jest jakiś obrażony.
- Jesteś zły? – spytałam nieśmiało.
- Nie, dlaczego? – po głosie słyszałam, że jest rozdrażniony. Myślałam, jak poprawić mu humor.
- Nie, nie ważne. To co…Idziemy do tego McDonalda czy chcesz wracać?
- Nie, co ty, idźmy. – Teraz wyraźnie się troszkę rozchmurzył. Chodziło mu o to, że przerwałam tamten moment? Co mam powiedzieć? „Przepraszam, ja też chciałam się z tobą całować”?! Nie jestem jakąś debilką.
Przez resztę drogi nic nie mówiliśmy. Kiedy staliśmy przed McDonaldem, Adam otworzył mi drzwi, przez co spojrzałam na niego z rozbawieniem.
- No co? – był jakiś taki…zawstydzony?
- Nie no, nic – zamilkłam na chwilę. – dżentelmenie. – puściłam mu oczko, a on szeroko się uśmiechnął.
- To co zamawiamy? – mówiąc to patrzył na tablice z cenami.
- Hmm. Ja tam biorę cheeseburgera, nie wiem jak ty. Kto płaci?
- No jasne, że ja – uśmiechnął się, jakby dumny z siebie. – Ja sobie wezmę…też cheeseburgera, a co, zaszalejmy!
Nie lubił sera. Dobrze o tym wiedziałam. Popatrzyłam na niego jak na głupiego.
- No dobra, wezmę hamburgera – przewrócił oczami. – Idź zająć miejsce, ja zamówię. Niezła kolejka jest.
Fakt. W kolejkach do kas stało jakoś po dziesięć osób. Poszłam w kąt i zajęłam mały stolik dla dwóch osób. Ten McDonald był duży, piętrowy, więc nawet z taką ilością klientów można było znaleźć jakiś stolik, wokół którego nikt nie siedzi. Wybrałam więc taki, żeby można było normalnie porozmawiać. Wyjrzałam przez okno. Było pięknie. Niebo było czarne, a na nim widniały srebrne gwiazdy. Padał siarczysty śnieg. W porę weszliśmy do restauracji, bo złapałby nas. Chodniki były w całości pokryte śniegiem. Zapatrzyłam się w ten obraz, rozmyślając nad wszystkim, tak, że nawet nie zauważyłam, kiedy przyszedł Adam.
- Halo, księżniczko – wiedział, że ten tekst zawsze zadziała. Nie lubiłam jak mnie tak nazywał. Spojrzałam na niego, a on od razu zaczął się śmiać, widząc moją zdenerwowaną minę.
- Wiesz, teraz się zastanawiam, że Izabelle była taka radosna jak ze mną rozmawiała. Przecież kiedy wychodziłam z domu była ledwo żywa. – tak, to było naprawdę dziwne.
- A wiesz co jej może być? – zapytał Adam.
- Zastanawiałam się, nawet w Internecie szukałam, ale tam piszą tylko o ciąży i innych badziewiach – kiedy powiedziałam o ciąży Adam nagle wzdrygnął się i jakby spoważniał. – O co ci chodzi…?
- Nie, nic, po prostu…Nie pomyślałaś, że ona może jest w ciąży?
Wybuchnęłam śmiechem. Co prawda, sypia z jakimiś tam chłoptasiami, ale w ciąży na pewno z nimi nie jest. Nie możliwe. Chroni się od tego jak tylko może.
- Nigdy.
- Ale czasem może być tak, że może coś nie wyjść, coś się nie udać. Po prostu nie musiała tego chcieć i mogła się od tego chronić jak tylko mogła, a nie miała na to wpływu.
Zamyśliłam się. A co jeśli ma rację?
- No nic, przekonamy się, ma niby pójść kiedyś tam do lekarza. Zmieńmy może temat.

Rozmawialiśmy na różne tematy przez godzinę, zajadając się przy tym. Dopiero po tym czasie zorientowaliśmy się, jak późna jest godzina. Zaczęliśmy się zbierać. W stronę kina, pod którym stał samochód, szliśmy jednak dwa razy wolniej niż wcześniej. Było pięknie i chociaż w oczy wiatr zawiewał nam śnieg, nie można było przegapić takiej okazji do spaceru. W pewnej chwili Adam stanął przede mną, tak, że nie mogłam iść dalej. Popatrzyłam w jego oczy i poczułam coś. W moim sercu poczułam…miłość? Wydaje mi się, że to była miłość. Pierwszy raz poczułam prawdziwą miłość do niego. Bez zastanowienia stanęłam na palcach i dotknęłam jego ust swoimi. Na początku chyba nie zaczaił, co się dzieje, ale już po chwili objął mnie w pasie i zaczął całować mnie mocnej.

_______________________________________

No hej.
Sorry że tak długo musieliście czekać, ale nie było pod poprzednim komentarzy (swoją drogą dalej nie ma) i nie miałam motywacji, jednak postanowiłam dodać ten rozdział.
Mam nadzieję, że tym razem jednak nie zawiedziecie i mnie trochę zmotywujecie, to rozdział dodam jakoś na tygodniu.
To do następnego! ♥