(Rita POV)
- Rita! Rita! – krzyczał cieniutki, słodki głosik.
- Nacio, zaczekaj, Rita rozmawia przez telefon. – uspokoił
malca gruby, poważny głos.
Wygramoliłam się z domu, ciągnąc za sobą dwie walizki. Cały
mój dotychczasowy „dorobek”, jeśli dorobkiem można nazwać rzeczy zakupione
przez rodziców i ciotki, znajdował się w tych torbach zasuwanych na srebrny
zamek.
- Tak, będę u ciebie za godzinę, Iz. Wszystko już mam gotowe,
wychodzę z domu – powiedziałam ucieszona. Wyprowadzałam się z domu, zaczynałam
swoje własne, nowe życie, oddalone od rodziny, którą co prawda kochałam, ale
musiałam w końcu zająć się swoimi sprawami. – Jestem taka szczęśliwa! Muszę kończyć,
Nacio chce się pożegnać setny raz – wywróciłam oczami, chociaż uśmiechnęłam się
z myślą o czteroletnim bracie. Rozłączyłam się. – Chodź braciszku! – ucałowałam
go, wyprzytulałam, przybiłam piątkę, pomachałam do reszty rodziny i wsiadłam do
samochodu, który także miałam swój. Ostrzegłam już tatę, że to ostatnie rzeczy,
które mi kupił. Muszę dbać teraz sama o siebie.
W drodze do nowego domu słuchałam ulubionych płyt z
hiszpańską muzyką. Chociaż lubiłam bardzo brytyjskie i amerykańskie utwory,
piosenki w ojczystym języku były moimi ulubionymi.
Po upływie 52 minut podjechałam pod niewielki blok –
apartamentowiec, w którym miałam zamieszkać lada chwila z przyjaciółką. Ona już
tam była, czekała na współlokatorkę. Nie rozpakowywała jeszcze rzeczy, chciała
żebyśmy zrobiły to razem.
Wbiegłam po schodach, wręcz niedosłyszalnie, ponieważ na ten
dzień założyłam ulubione buty Nike. Kiedy znalazłam się na dziewiątym piętrze
przy mieszkaniu numer 11, znalazłam w zabałaganionej kieszeni klucze i
bezsensownie włożyłam je do zamka. Przecież w środku już czekała na mnie
Izabelle, która nigdy nie zamyka drzwi na klucz. Otworzyłam więc drzwi i od
razu zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu. W kuchni zastałam siedzącą na
krześle, roześmianą Iz, która już zapewne sto razy w ciągu kilku minut zdążyła
rozejrzeć się po umeblowanym już mieszkaniu. Mój ojciec bardzo się postarał.
- Co tu mówić…Jest cudnie! – dwa ostatnie słowa Izabelle
wręcz wykrzyczała. Przytuliłyśmy się i w duchu bardzo cieszyłyśmy się wspólnym
mieszkaniem. W pojedynkę zawsze gdzieś w kącie czai się samotność, lęk. W dwie
osoby nie odczuwa się tego. Zawsze jest z kim porozmawiać i nie może się stać
nic złego.
Po rozmowie na temat „jakie cudowne to mieszkanie”, zaczęłyśmy
rozpakowywanie i układanie ubrań, pamiątek, biżuterii, akcesoria domowych i
wszystkich potrzebnych jak i niepotrzebnych gratów, które mieściłyśmy w swoich
pokojach dotychczas w rodzinnym domu, które kupiłyśmy specjalnie do nowego domu
lub które dostałyśmy od znajomych czy rodziny. Po ułożeniu wszystkiego na swoje
nowe miejsca, zorientowanie się gdzie co się znajduje i jak się wszystko w tym
domu robi, zadzwoniłam do swojego najlepszego przyjaciela.
- Halo? – odezwał się miękki głos w słuchawce.
- Cześć Da! – roześmiałam się. – Wpadniesz do naszego nowego
mieszkanka? Mojego i Izabelle?
- Cześć kochana! – odezwał się chłopak. – No jasne, jak
mógłbym zapomnieć, aby to zrobić? Wystarczy, że otworzysz drzwi.
- Hmm? – zastanawiałam się, o co mu chodzi, ale bezwiednie
podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Kiedy zobaczyłam tam swojego przyjaciela
krzyczącego „niespodzianka”, odskoczyłam, złapałam się za serce i zaczęłam się
śmiać. – Martinez, czy ty chcesz mnie zabić do cholery?
- Bywają takie momenty – zaśmiał się i ucałował mój policzek.
– Jak przygotowanka domu?
- Wszystko już zrobione: ubrania wypakowane, biżuteria
wypakowana, pościel wypakowana – wyliczałam na palcach – akcesoria kuchenne
typu garnki wypakowane, akcesoria typu lampy wypakowane – chciałam wyliczać
dalej, ale on złapał moją rękę i pociągnął w dół, śmiejąc się.
- Wystarczy, już, sam mogę zobaczyć co tam wypakowałaś –
puścił mi oczko, śmiejąc się, jak to on; ja nazywałam to debilnym śmiechem.
Adam wszedł do przedpokoju, z którego miał widok na salon i
kuchnię. Patrząc na świetnie urządzone wnętrza, pięknie obmalowane ściany,
drewniane meble, wszystko cudnie poukładane i ślicznie ustawione, nie mógł
wyjść z podziwu.
- Fiu, fiu, nieźle się urządziłyście dziewczynki. – podrzucił
swoje kluczyki od samochodu do góry i złapał.
- Chcesz kawy? – wydarła się Izabelle z kuchni. Po chwili
przybiegła trzymając ekspres do kawy w ręce. – Z nowiutkiego ekspresu? –
uśmiechnęła się szczęśliwa.
- Dzięki, ale piłem w domu. – puścił jej oczko.
Izabelle ponownie weszła do kuchni. Miała zamiar zrobić kawę
sobie i swojej przyjaciółce. W tym czasie Adam i ja zostaliśmy sami w pokoju.
- Jak tam, podjarana nowym mieszkaniem? – uśmiechnął się
szczerze i bezwiednie zatrzepotał długimi rzęsami.
- No jasne, ale chyba nie aż tak bardzo jak moja zwariowana
przyjaciółka. – zaśmiałam się z myślą o histerycznej radości Iz.
Martinez uwielbiał, kiedy Montez się śmiała. Widział wtedy
dwa białe rządki jej zębów, roześmiane oczy i całą szczęśliwą twarz. Kochał ją
jak rodzoną siostrę, chociaż czasem zastanawiał się, co do niej naprawdę czuje.
Adam wyciągnął do mnie ręce w geście przytulenia.
Odwzajemniłam to, uśmiechając się. Uwielbiałam go, kochałam. Byłam pewna co do
uczucia do niego – był dla mnie jak starszy o rok brat. On wiedział, jakie są
moje uczucia co do niego. Często było mu dziwnie z tego powodu, sam nie
wiedział, dlaczego. Nigdy nie miałam chłopaka, więc nigdy nie widział jak się
całuję, ale kiedy zobaczył mnie na randce (co prawda jedynej, która nie
wypaliła, ale jednak na randce) z kolesiem ze szkoły, coś dziwnego widziałam w
jego oczach.
- Rita, mogę zostać u was na noc?
- Jasne, zawsze możesz. – znów promiennie się uśmiechnęłam.
Od maleńkiego słynęłam z tego, że nie przestawałam się uśmiechać. Wtedy
nieznajomi postrzegali mnie za grzeczną dziewczynkę, którą nigdy prawdę mówiąc
nie byłam.
Adam ucałował mój policzek w geście podziękowania.
- A co to się robi, jak ja zniknę na chwilę? No na pięć minut
was zostawić samych, i już dzieją się najróżniejsze rzeczy. – powiedziała Iz w
żartach, wychodząc z kuchni.
Popatrzyliśmy tylko na siebie ze śmiechem. Izabelle i ja
zaczęłyśmy pić kawę, a Martinez przyglądać nam się z zainteresowaniem.
- No co?! – wypaliłam po dłuższej chwili, zauważając, że
przyjaciel ciągle się na mnie patrzy. – Co ty ode mnie chcesz?! Mam coś na
ubraniu, twarzy, czy co?!
- Spokojnie, tylko się spojrzałem – zaczął się śmiać,
rozładowując tym atmosferę. Nie pierwszy raz darłam się na niego, a on zawsze
odpowiadał mi śmiechem.
Spojrzałam na zegarek. 23.04. Zdecydowanie za późno, żeby jutro
rano wstać o 6.00. Czekało mnie poranne bieganie. Chociaż nie lubiłam rano
wstawać, to kiedy szłam biegać, wyjątkowo byłam do tego chętna. Teraz biegałam
już co drugi dzień, który wypadał jutro.
- Skarby, idę spać. Dobranoc. – ostatnie słowo wypowiedziałam
ziewając już i zaczęłam zmierzać w stronę swojego pokoju, ale zatrzymał mnie
głos.
- A ja gdzie mam spać? – odezwał się błagalnym głosem Adam,
spoglądając to na mnie, to na Izabelle.
- Na kanapie! – wydarłam się z sypialni, a z tonu moich słów
można było wyczytać, że się uśmiecham. Położyłam się spać, nie przejmując się
kompletnie niczym i zasnęłam.
______________________________
Witam w pierwszym rozdziale :D Jest na razie nudno, wiem, póki co nie ma nikogo z 1D, ale spokojnie, niedługo się rozkręci, a wątkiem przewodnim będzie wątek kryminalny ;d póki co zapraszam do komentowania, bo bardzo mnie to motywuje. Dla wyjaśnienia - 1 rozdział jest tak długo dodany po prologu, bo kiedy napisałam prolog nikt tego nie czytał, nie komentował i straciłam motywację ;/ ale teraz zaczynam i mam nadzieję że mi pomożecie.
DLA CIEBIE TO NAWET PARĘ SEKUND - DLA MNIE OGROOOMNA MOTYWACJA <3
Miłego dnia ;x
Super rozdział. Czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńCudowny sis *-* masz genialny styl pisania, jak ty to robisz? czekam na nn <3
OdpowiedzUsuń