wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział 1: "Przeprowadzka"

(Rita POV)
- Rita! Rita! – krzyczał cieniutki, słodki głosik.
- Nacio, zaczekaj, Rita rozmawia przez telefon. – uspokoił malca gruby, poważny głos.
Wygramoliłam się z domu, ciągnąc za sobą dwie walizki. Cały mój dotychczasowy „dorobek”, jeśli dorobkiem można nazwać rzeczy zakupione przez rodziców i ciotki, znajdował się w tych torbach zasuwanych na srebrny zamek.
- Tak, będę u ciebie za godzinę, Iz. Wszystko już mam gotowe, wychodzę z domu – powiedziałam ucieszona. Wyprowadzałam się z domu, zaczynałam swoje własne, nowe życie, oddalone od rodziny, którą co prawda kochałam, ale musiałam w końcu zająć się swoimi sprawami. – Jestem taka szczęśliwa! Muszę kończyć, Nacio chce się pożegnać setny raz – wywróciłam oczami, chociaż uśmiechnęłam się z myślą o czteroletnim bracie. Rozłączyłam się. – Chodź braciszku! – ucałowałam go, wyprzytulałam, przybiłam piątkę, pomachałam do reszty rodziny i wsiadłam do samochodu, który także miałam swój. Ostrzegłam już tatę, że to ostatnie rzeczy, które mi kupił. Muszę dbać teraz sama o siebie.
W drodze do nowego domu słuchałam ulubionych płyt z hiszpańską muzyką. Chociaż lubiłam bardzo brytyjskie i amerykańskie utwory, piosenki w ojczystym języku były moimi ulubionymi.
Po upływie 52 minut podjechałam pod niewielki blok – apartamentowiec, w którym miałam zamieszkać lada chwila z przyjaciółką. Ona już tam była, czekała na współlokatorkę. Nie rozpakowywała jeszcze rzeczy, chciała żebyśmy zrobiły to razem.
Wbiegłam po schodach, wręcz niedosłyszalnie, ponieważ na ten dzień założyłam ulubione buty Nike. Kiedy znalazłam się na dziewiątym piętrze przy mieszkaniu numer 11, znalazłam w zabałaganionej kieszeni klucze i bezsensownie włożyłam je do zamka. Przecież w środku już czekała na mnie Izabelle, która nigdy nie zamyka drzwi na klucz. Otworzyłam więc drzwi i od razu zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu. W kuchni zastałam siedzącą na krześle, roześmianą Iz, która już zapewne sto razy w ciągu kilku minut zdążyła rozejrzeć się po umeblowanym już mieszkaniu. Mój ojciec bardzo się postarał.
- Co tu mówić…Jest cudnie! – dwa ostatnie słowa Izabelle wręcz wykrzyczała. Przytuliłyśmy się i w duchu bardzo cieszyłyśmy się wspólnym mieszkaniem. W pojedynkę zawsze gdzieś w kącie czai się samotność, lęk. W dwie osoby nie odczuwa się tego. Zawsze jest z kim porozmawiać i nie może się stać nic złego.
Po rozmowie na temat „jakie cudowne to mieszkanie”, zaczęłyśmy rozpakowywanie i układanie ubrań, pamiątek, biżuterii, akcesoria domowych i wszystkich potrzebnych jak i niepotrzebnych gratów, które mieściłyśmy w swoich pokojach dotychczas w rodzinnym domu, które kupiłyśmy specjalnie do nowego domu lub które dostałyśmy od znajomych czy rodziny. Po ułożeniu wszystkiego na swoje nowe miejsca, zorientowanie się gdzie co się znajduje i jak się wszystko w tym domu robi, zadzwoniłam do swojego najlepszego przyjaciela.
- Halo? – odezwał się miękki głos w słuchawce.
- Cześć Da! – roześmiałam się. – Wpadniesz do naszego nowego mieszkanka? Mojego i Izabelle?
- Cześć kochana! – odezwał się chłopak. – No jasne, jak mógłbym zapomnieć, aby to zrobić? Wystarczy, że otworzysz drzwi.
- Hmm? – zastanawiałam się, o co mu chodzi, ale bezwiednie podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Kiedy zobaczyłam tam swojego przyjaciela krzyczącego „niespodzianka”, odskoczyłam, złapałam się za serce i zaczęłam się śmiać. – Martinez, czy ty chcesz mnie zabić do cholery?
- Bywają takie momenty – zaśmiał się i ucałował mój policzek. – Jak przygotowanka domu?
- Wszystko już zrobione: ubrania wypakowane, biżuteria wypakowana, pościel wypakowana – wyliczałam na palcach – akcesoria kuchenne typu garnki wypakowane, akcesoria typu lampy wypakowane – chciałam wyliczać dalej, ale on złapał moją rękę i pociągnął w dół, śmiejąc się.
- Wystarczy, już, sam mogę zobaczyć co tam wypakowałaś – puścił mi oczko, śmiejąc się, jak to on; ja nazywałam to debilnym śmiechem.
Adam wszedł do przedpokoju, z którego miał widok na salon i kuchnię. Patrząc na świetnie urządzone wnętrza, pięknie obmalowane ściany, drewniane meble, wszystko cudnie poukładane i ślicznie ustawione, nie mógł wyjść z podziwu.
- Fiu, fiu, nieźle się urządziłyście dziewczynki. – podrzucił swoje kluczyki od samochodu do góry i złapał.
- Chcesz kawy? – wydarła się Izabelle z kuchni. Po chwili przybiegła trzymając ekspres do kawy w ręce. – Z nowiutkiego ekspresu? – uśmiechnęła się szczęśliwa.
- Dzięki, ale piłem w domu. – puścił jej oczko.
Izabelle ponownie weszła do kuchni. Miała zamiar zrobić kawę sobie i swojej przyjaciółce. W tym czasie Adam i ja zostaliśmy sami w pokoju.
- Jak tam, podjarana nowym mieszkaniem? – uśmiechnął się szczerze i bezwiednie zatrzepotał długimi rzęsami.
- No jasne, ale chyba nie aż tak bardzo jak moja zwariowana przyjaciółka. – zaśmiałam się z myślą o histerycznej radości Iz.
Martinez uwielbiał, kiedy Montez się śmiała. Widział wtedy dwa białe rządki jej zębów, roześmiane oczy i całą szczęśliwą twarz. Kochał ją jak rodzoną siostrę, chociaż czasem zastanawiał się, co do niej naprawdę czuje.
Adam wyciągnął do mnie ręce w geście przytulenia. Odwzajemniłam to, uśmiechając się. Uwielbiałam go, kochałam. Byłam pewna co do uczucia do niego – był dla mnie jak starszy o rok brat. On wiedział, jakie są moje uczucia co do niego. Często było mu dziwnie z tego powodu, sam nie wiedział, dlaczego. Nigdy nie miałam chłopaka, więc nigdy nie widział jak się całuję, ale kiedy zobaczył mnie na randce (co prawda jedynej, która nie wypaliła, ale jednak na randce) z kolesiem ze szkoły, coś dziwnego widziałam w jego oczach.
- Rita, mogę zostać u was na noc?
- Jasne, zawsze możesz. – znów promiennie się uśmiechnęłam. Od maleńkiego słynęłam z tego, że nie przestawałam się uśmiechać. Wtedy nieznajomi postrzegali mnie za grzeczną dziewczynkę, którą nigdy prawdę mówiąc nie byłam.
Adam ucałował mój policzek w geście podziękowania.
- A co to się robi, jak ja zniknę na chwilę? No na pięć minut was zostawić samych, i już dzieją się najróżniejsze rzeczy. – powiedziała Iz w żartach, wychodząc z kuchni.
Popatrzyliśmy tylko na siebie ze śmiechem. Izabelle i ja zaczęłyśmy pić kawę, a Martinez przyglądać nam się z zainteresowaniem.
- No co?! – wypaliłam po dłuższej chwili, zauważając, że przyjaciel ciągle się na mnie patrzy. – Co ty ode mnie chcesz?! Mam coś na ubraniu, twarzy, czy co?!
- Spokojnie, tylko się spojrzałem – zaczął się śmiać, rozładowując tym atmosferę. Nie pierwszy raz darłam się na niego, a on zawsze odpowiadał mi śmiechem.
Spojrzałam na zegarek. 23.04. Zdecydowanie za późno, żeby jutro rano wstać o 6.00. Czekało mnie poranne bieganie. Chociaż nie lubiłam rano wstawać, to kiedy szłam biegać, wyjątkowo byłam do tego chętna. Teraz biegałam już co drugi dzień, który wypadał jutro.
- Skarby, idę spać. Dobranoc. – ostatnie słowo wypowiedziałam ziewając już i zaczęłam zmierzać w stronę swojego pokoju, ale zatrzymał mnie głos.
- A ja gdzie mam spać? – odezwał się błagalnym głosem Adam, spoglądając to na mnie, to na Izabelle.

- Na kanapie! – wydarłam się z sypialni, a z tonu moich słów można było wyczytać, że się uśmiecham. Położyłam się spać, nie przejmując się kompletnie niczym i zasnęłam.

______________________________

Witam w pierwszym rozdziale :D Jest na razie nudno, wiem, póki co nie ma nikogo z 1D, ale spokojnie, niedługo się rozkręci, a wątkiem przewodnim będzie wątek kryminalny ;d póki co zapraszam do komentowania, bo bardzo mnie to motywuje. Dla wyjaśnienia - 1 rozdział jest tak długo dodany po prologu, bo kiedy napisałam prolog nikt tego nie czytał, nie komentował i straciłam motywację ;/ ale teraz zaczynam i mam nadzieję że mi pomożecie.

DLA CIEBIE TO NAWET PARĘ SEKUND - DLA MNIE OGROOOMNA MOTYWACJA <3

Miłego dnia ;x

3 komentarze: