Po kilkunastu minutach usłyszałem klucz przekręcany w
drzwiach i po chwili zobaczyłem Ritę. Nie wyglądała ona na zmęczoną czy
spoconą. Była taka jak zawsze – piękna i na luzie.
- Jeeeesteeem! – wydłużyła, śmiejąc się przy tym.
- Wiiiiiidzęęęę. – zaśmiałem się, naśladując ją.
- Robisz to specjalnie! – udawała obrażoną, zakładając ręce
na piersiach i skrzywiając się. Nawet robiąc taką minę była przepiękna.
- Ale co? – uniosłem brew.
-Martinez, czy ty się ze mną droczysz?
- Oczywiście, Montez. – puściłem jej oczko i wstałem, udając
się do sieni. Zacząłem wiązać buty, więc Rita zmierzyła mnie zdziwionym
wzrokiem.
- Co ty robisz? Gdzie się wybierasz? Nie zostaniesz? –
powiedziała szybko, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Zadajesz za dużo pytań. Idę na chatę, przecież i tak już
zbyt długo u was siedzę, jest po ósmej. Narcia. - cmoknąłem do niej z większej
odeległości i przez chwilę nawet wydawało mi się, że się tak nieśmiało
uśmiechnęła. Cholerne złudzenia.
_____________________
(Rita)
Kiedy
wyszedł, zdałam sobie sprawę z tego, że spodobało mi się, kiedy tak do mnie
cmoknął. To wyglądało na takie zalotne, chociaż wiem, że to był tylko
przyjacielski gest. Chwilę zajęło mi otrząśniecie się i powiedzenie sobie „Weź
się w garść, kobieto!” zanim weszłam do kuchni.
Panował tam
totalny chaos. Nie wiedziałam, że jedna, mała, chudziutka istotka może tak
nabałaganić w godzinę, bo, nie oszukujmy się, Iz nie wstała wcześniej niż
godzinę temu. Na podłodze była wylana woda, kipiała zupa, którą od razu
pobiegłam wyłączyć, lodówka zaczęła wydawać charakterystyczny dźwięk, ponieważ
za długo była otwarta, dwie kromki chleba leżały na podłodze, sok był
przewrócony i znów gdyby nie ja, zawartość kartonu znalazłaby się na podłodze.
I gdzie teraz, do jasnej ciasnej, przebywa Izabelle?!
Po pięciu
minutach weszła do kuchni, kompletnie nie zainteresowana, co się w niej dzieje.
Nie wyglądała tak jak zazwyczaj; oczy miała przymknięte i nie wyrażała
kompletnej chęci do życia. Była zgarbiona i włosy miała potargane. Jednym
słowem wyglądała, jakby nie spała ze trzy dni.
- Co ci się
stało? I co, do cholery, tutaj się dzieje?! – wykrzyczałam, wskazując na
kuchnię. W odpowiedzi zobaczyłam tylko machnięcie ręką, co wkurzyło mnie
jeszcze bardziej.
- Rita,
rzygałam, ciągle, przez dziesięć minut, więc daj, proszę, choć chwilę
odpoczynku. – słysząc jej słowa moja twarz momentalnie złagodniała i zdziwiłam
się. Dlaczego wymiotowała?
- Dlaczego
wymiotowałaś? – powtórzyłam na głos pytanie zadane w myślach i spojrzałam na
nią wyczekująco, ale ona wzruszyła tylko ramionami.
- Nie wiem –
odezwała się po dłuższej chwili. – Naprawdę nie wiem.
Zdziwiło
mnie to wszystko. Przez chwilę jeszcze wpatrywałam się bezczynnie w Izabelle,
która trzymała twarz w dłoniach, ale po kilku sekundach odwróciłam się w stronę
kuchenki i zaczęłam to wszystko ogarniać.
Zajęło mi to
niecałe dziesięć minut. Kiedy skończyłam tę całą robotę, Iz nadal siedziała
nieruchomo. Było mi jej szkoda, żal, ale nie wiedziałam, co jej powiedzieć.
Przecież nie wiedziałam, od czego było jej niedobrze, więc co miałam na to
poradzić? Poczochrałam tylko jej włosy i powolnym krokiem udałam się do swojego
pokoju. Odwróciłam się jeszcze na nią.
Zero
reakcji.
Zrezygnowana
zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżko. Złapałam do ręki swój telefon i od razu
wyszukałam w kontaktach „Da”. Uwielbiałam tak pieszczotliwie nazywać Adama.
Wybrałam numer, przez chwilę zastanawiając się, czy przypadkiem nie jestem zbyt
nachalna. Zanim zdążyłam to przemyśleć i ewentualnie rozłączyć się, on odebrał
po pierwszym sygnale.
- Co tam? –
powiedział, jak zawsze wesoły.
- Okej –
oznajmiłam, chociaż od razu wiedziałam, że wyczytał z moich słów, że coś jest
nie w porządku.
- Co jest?
Coś się stało? – powiedział wyraźnie zatroskany.
- Oj, bo
Iz…- zawahałam się. – Iz jest niedobrze i wymiotuje. Od dziesięciu minut siedzi
na stołku barowym w kuchni nieruchomo z twarzą w dłoniach. Nigdy nie widziałam
jej w takim stanie.
- Kurde, nie
wiem co powiedzieć…Nie wiem, co to może być. Może niech pójdzie do lekarza
rodzinnego?
- Znasz ją.
Przecież wiesz, tak samo jak ja, że nawet jakby była w stanie umierającym, to
nie poszłaby do lekarza – zaśmiałam się pod nosem. – Poza tym, mam szczerą
nadzieję, że do jutra jej przejdzie.
- Fajnie by
było. A u ciebie co?
- Wiesz,
widzieliśmy się jakieś dwadzieścia minut temu, od tego czasu nic się nie
zmieniło – zaśmiałam się lekko i dopiero teraz zauważyłam, że chociaż minęło
tak niewiele czasu, już się za nim stęskniłam. To trochę dziwne.
- Wiesz,
zawsze coś się może wydarzyć – wyczułam, jak się uśmiecha i przewróciłam
oczami. – To co? Wypadzik do kina dziś wieczorkiem, hmm?
- Że co?
Skąd takie pomysły, Martinez? – zaśmiałam się zaskoczona.
- Stąd, że grają
fajowski film, a ja chcę gdzieś wyjść, najlepiej z moją bi ef ef – wyraźnie
zaakcentował te trzy literki, na co zaśmiałam się. Znowu. Chyba za dużo się
śmieję. – Więc? Jak będzie?
- Tylko ty i
ja? – powiedziałam z udawanym
romantyzmem.
- Tylko ty i
ja. – wyczułam dziwną nutkę powagi w tych słowach, ale szybko odciągnęłam od
tego uwagę i umówiłam się z nim na dokładną godzinę.
__________________________
(Adam)
Rozłączyłem
się, siedząc w barze. Poprosiłem o szklankę wody. Chciałem się napić czegoś
mocniejszego, ale skoro się już umówiłem, nie będę pił. Dostałem zamówienie w
błyskawicznym tempie. Wypiłem zawartość szklanki i zerknąłem na wiadomości w
swoim telefonie. Jedna wiadomość od Davida: „Stary, słyszałem, że wybieracie
się do kina. Szczęścia, powodzenia!”. Zaśmiałem się widząc tę wiadomość.
Napisałem: „A skąd masz takie informacje? Dzięki, dzięki :D”. Dostałem tylko
odpowiedź: „Sorry, muszę spadać. Spotkajmy się jakoś niedługo. Nara, bro.”. Nie
odpisywałem już, tylko wyszedłem z wiadomości. Przelotnie zerknąłem na moją
tapetę. Byłem tam ja z moją ukochaną przyjaciółką. Tak wiele bym dał, żeby kiedyś
mógł zabrać słowo „przyjaciółka”, a zostawić tylko „ukochana”. Jakby to pięknie
brzmiało. Często wyobrażałem sobie nas razem, lub jej nazwisko w połączeniu z
moim. Rita Martinez. Tak w ogóle, to nie wiem, czy zauważyła, że ostatnie słowa
do słuchawki wypowiedziałem poważnie.
Śmiertelnie
poważnie.
Przypomniałem
sobie o biletach. Wszedłem na stronę kina i zamówiłem miejsca w ostatnim
rzędzie. Bardzo mało osób szło na ten film, miejsc zajętych nie było więcej niż
dziesięć, w tym wszystkie przy samym ekranie. Był to horror „Milczenie owiec”.
Wiedziałem, że nie będę musiał jej przytulać ani nic, bo tak naprawdę pewnie ja
bałem się bardziej od niej. Ale wolałem ją zabrać na horror, którym wykaże
przynajmniej trochę zainteresowania, niż na jakiś romantyzm, na którym tylko
zaśnie.
Nie
zauważyłem nawet, że już 10.13. Wyszedłem z baru i wybrałem się do domu. Miałem
zamiar spędzić spokojnie dzień, oglądając telewizję, czatując, przeglądając
Internet czy jedząc. Kiedy tak relaksowałem się już od sześciu godzin, wreszcie
doszło do mnie, że jest już po piętnastej. Do kina umówieni byliśmy na 18.00.
Były jeszcze trzy godziny, ale miałem jeszcze trochę do roboty. Jak baba, przez
godzinę wybierałem strój. Po prostu zastanawiałem się, co najbardziej spodoba
się Ricie. Na początku z szafy wyjąłem bluzę i dżinsy, ale doszedłem do
wniosku, że włożę czarny T-shirt, a na to rozpiętą koszulę w czarno-czerwoną
kratę z podwiniętymi rękawami. Do tego najnowsze dżinsy i buty sportowe. Nim
się obejrzałem, była już 16:30. Zacząłem się powoli zbierać – ubranie się,
ułożenie włosów i umycie zębów zajęło mi czas do 17.00. Postanowiłem zacząć już
wychodzić, ponieważ miałem zamiar skoczyć jeszcze do kwiaciarni. Tak, wiem, to miał
być przyjacielski wypad, a nie randka, ale pomyślałem, że kupienie jej
ulubionych żółtych tulipanów nie będzie złym pomysłem. Kiedy dotarłem na
miejsce, kupiłem bukiet dziesięciu takich kwiatów i skierowałem się pod
apartament przyjaciółki. Zajechałem tam o 17.19. Poszedłem na piętro dziewiąte
i zapukałem do drzwi numer 11. Otworzyła mi Ona. Ubrana była w rurki, w
podobnym odcieniu do moich. Założyła do tego koszulkę na ramiączkach. Miała na
sobie także skarpetki, ale butów nie zauważyłem. Kwiaty ciągle trzymałem za
sobą.
- Cześć, daj
mi pięć minutek! – krzyknęła oddalając się po buty i koszulę, Z czego
widziałem, nawet na mnie nie spojrzała. Tak jak powiedziała, wróciła po pięciu
minutach. Kiedy na mnie wreszcie spojrzała, zaśmialiśmy się. Miała na sobie
bardzo podobną koszulę do mojej i buty sportowe, tak jak ja.
- To może ja
zmienię tą koszulę – już chciała się odwrócić, żeby pójść do pokoju, ale
zatrzymałam ją, łapiąc ją za rękę. Momentalnie zastygła w bezruchu, ale po
chwili wróciła do normalnego stanu. Zastanawiałem się, o co jej chodziło.
- Nie –
powiedziałem trochę za ostro – Jest dobrze. – mój ton głosu złagodniał, kiedy
wyczułem, że trochę się spięła.
- Okej –
rzuciła sucho – Idziemy? – uśmiechnęła się trochę niepewnie.
- Jasne. I
przepraszam. Nie chciałem tak na ciebie naskoczyć – kiedy zauważyłem, że się
uśmiechnęła, powtórzyłem jej gest. Po chwili poczułem, że mam mokrą dłoń, i
wtedy przypomniałem sobie o kwiatach. – To dla ciebie, słońce. – puściłem jej
oczko, wyciągając zza pleców kwiaty. Ach, jaką miała wtedy zdziwioną minę.
- To –
zacięła się – To dla mnie?
- Tak, to
dla ciebie – zaśmiałem się, próbując rozładować jej zdenerwowanie. Skutecznie.
- Dziękuję.
Bardzo dziękuję. To moje ulubione – uśmiechnęła się promiennie, zaglądając mi
głęboko w oczy.
- Wiem –
szepnąłem jej na ucho i momentalnie poczułem, że znów się spięła. Co się dziś z
nią dzieje? To nie ta sama, wyluzowana i nie przejmująca się niczym Rita, którą
poznałem jako dziecko. – To co, idziemy?
- Tak,
oczywiście. – teraz już pewnie chwyciła dłoń, którą do niej wyciągnąłem i
zaczęliśmy schodzić po schodach w kierunku mojego samochodu.
______________________________________________________
Witam witam, jak się podoba? Mi jakoś nie za bardzo, no ale opinię zostawiam wam :D
Sooł, do następnego misie :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz