sobota, 7 marca 2015

Rozdział 5: "Okropne wieści"

Pocałunek nie trwał długo. Adam szybko się otrząsnął, odsuwając się od ukochanej.
- To nie powinno mieć miejsca – popatrzył prosto w moje oczy, a ja po długich sekundach rozmyśleń przytaknęłam.
- Masz rację. Złamaliśmy kodeks przyjaciela…- powiedziałam smutno, przypominając sobie o kartce zakopanej pod ziemią w słoiku.
- Zapomnijmy o tym, hm? – popatrzył na mnie przepraszająco, chociaż to wcale nie była jego i wina i zamknął mnie w uścisku, kiedy zobaczył, że przytaknęłam.
- Zapomnijmy – szepnęłam jeszcze cicho w jego włosy, wcale nie chcąc zapomnieć.
- To co…- podrapał się zakłopotany po głowie, nie wiedząc co powiedzieć, aż w końcu wyciągnął do mnie rękę. – Wracamy?
Chwyciłam jego dłoń i udaliśmy się w stronę samochodu. Cała ta droga została boleśnie przemilczana. Podobnie było w samochodzie, tylko, że radio umilało nam trochę tę podróż. Kiedy wreszcie dotarliśmy pod mój blok, uradowana zakończeniem niezręcznej ciszy otworzyłam drzwi, ale on mnie zatrzymał.
- Ej, zaczekaj! – zawołał – Muszę ci coś powiedzieć. – dodał ciszej, spuszczając lekko głowę.
- Coś się stało? – zapytałam zaniepokojona.
- Nie – odpowiedział szybko, chcąc mnie uspokoić – Nie, po prostu…To chyba nie jest dobry moment, żeby to mówić, a wcześniej z tego wszystkiego zapomniałem…
- Mów, co się stało.
- Przeprowadzam się. – zatkało mnie. Dokąd? Daleko? Będziemy się widywać? Tak wiele pytań chciałam mu teraz zadać.
- A-ale – nie mogłam się wysłowić – Zostawisz mnie? Będziesz daleko, prawda? – w moich oczach nagromadziły się łzy.  On przez chwilę patrzył na mnie współczującym wzrokiem, a po dłuższym czasie wybuchnął śmiechem, co kompletnie zbiło mnie z pantałyku. – Co cię tak bawi?
- Przeprowadzam się naprzeciwko ciebie, kotku – potrząsnął lekko moimi ramionami, a ja mocno się do niego przytuliłam. Za chwilę zaczęłam go jednak bić po klatce piersiowej. – Za co to?
- Nastraszyłeś mnie! – starałam się być poważna, ale mało mi to wyszło. Uśmiechnęłam się do niego, ale po chwili uśmiech zszedł mi z twarzy, kiedy zauważyłam, że zbliża do mnie twarz. Chociaż chciałam, nie mogłam pozwolić na to ponownie. Kiedy nasze usta dzieliło kilka milimetrów, odsunęłam się gwałtownie.
- Pójdę już – powiedziałam jak gdyby nigdy nic i odwróciłam się na pięcie, widząc jego zawiedzioną minę. Kiedy stałam przy drzwiach do bloku, znów się odwróciłam, posyłając mu przyjacielski uśmiech – Na razie! – krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź znalazłam się w środku. Po krótkiej chwili już stałam przed swoimi drzwiami, otwierając je kluczem. Weszłam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Taki bałagan, jaki panował w kuchni, kiedy wychodziłam, zastałam teraz w całym mieszkaniu. Iz nie mogłam znaleźć dosłownie nigdzie. Dzwoniłam do niej kilka razy, ale nie odebrała. Głupio mi było dzwonić znów do Adama, że się o nią martwię. Postanowiłam się od tego oderwać, chociaż wcale nie było łatwo i otworzyłam laptop. Od razu na Facebooku zobaczyłam mojego brata jako dostępnego.
„Cześć Dawidku!”
„O, hej Ritka, co u Ciebie skarbie?”
„Okej…”
„Co się stało?”
„Eh…Izabelle nie ma w domu, nie mogę się do niej dodzwonić, a w domu panuje chaos. Co się mogło z nią stać? L
Przez dłuższy czas widziałam komunikat „wyświetlono”, ale nic nie odpisywał. W końcu doczekałam się odpowiedzi.
„Ja...Nie wiem gdzie może być.”
„Dawid, pomóż mi. Proszę…”
„Ale co ja mam zrobić? Jestem w całkiem innym kraju, nie mogę wsiąść w samolot, żeby lecieć dwie godziny, po to, żeby jej szukać, a ona w tym czasie już zdąży wrócić.”
„No tak…przepraszam.”
„Nie no, to ja przepraszam, wiem co czujesz, nie wiesz gdzie jest, martwisz się, ale uwierz mi, wróci J
„Dziękuję. Muszę kończyć. Kocham Cię. Papa J
„Ja Ciebie też, Pa J
Zamknęłam laptopa, położyłam się na łóżku i odetchnęłam głośno. Leżałam tam…nie wiem ile. Może pięć, może dziesięć minut. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Ucieszyłam się, że to Izabelle, ale kiedy otworzyłam drzwi, osoba, a raczej osoby stojące za nimi, nie były w niczym podobne do Iz.
- Słucham? – przełknęłam głośno ślinę, zwracając się do policjanta, który stał z przodu. Był w wieku około czterdziestu lat. Za nim zauważyłam młodą policjantkę. Była w moim wieku, może dwa lata starsza. Uśmiechnęła się do mnie współczująco, a ja aż bałam się dowiedzieć, dlaczego to zrobiła.
- Dzień dobry, miejscowa policja – pokazał mi odznakę. - Czy pani jest kimś bliskim dla pani Izabelle Benitez? – poczułam, jak zalewają mnie poty, a do oczu napływają mi łzy.
- Tak, przyjaciółką – wymamrotałam łamliwym głosem. – Co się stało?
- Pani przyjaciółka miała wypadek. I…niestety mam w tej kwestii niezbyt miłe wieści…- spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a tej dziewczynie za nim poleciała pojedyncza łza, więc wyciągnęła chusteczkę i odwróciła się. Widać było, że to jej jeden z pierwszych dni na służbie lub jest bardzo wrażliwa.
- Co się stało? – ponowiłam pytanie, wpatrując się w jeden punkt, a moje oczy były tak przepełnione łzami, że kiedy mrugnęłam, wypłynęło ich chyba z pięć.
- Pani przyjaciółka – pochylił lekko głowę, ale już po chwili ją podniósł. – Nie żyje.

Otworzyłam usta, żeby zacząć krzyczeć, ale nie zdążyłam, ponieważ upadłam na ziemię. Pamiętam już tylko ciemność, nic więcej.

1 komentarz:

  1. Jezu jezu jezu! Swietne! Kiedy dodasz nexta?
    Moze dzisiaj? Blagaaam
    Masz naprawde ogrooomny talent!

    OdpowiedzUsuń